"Super Express": - Płk Edmund Klich zakończył pracę w Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK). Jak pan ocenia ich działalność?
Płk Piotr Łukaszewicz: - Edmund Klich to świetny fachowiec od katastrof lotniczych. Stale patrzył Rosjanom na ręce. Autorytet jego i towarzyszących mu osób będzie mieć znaczący wpływ na ustalenia Komitetu i strony polskiej.
- A jednak on sam narzeka na tę współpracę.
- Sądzę, że ma ku temu uzasadnione powody. Kwestie zabezpieczenia nawigacyjnego czy przygotowania służb lotniskowych mają niezwykle istotne znaczenie dla śledztwa i brak dostępu do tych informacji może budzić wątpliwości. Trzeba jednak zrozumieć, że na wschód od Polski wrażliwość związana z ochroną tajemnicy wojskowej znacząco rośnie.
- Może dlatego, że Rosjanie nie mają zamiłowania do porządku...
- Możliwe. Ale obsługa lotniska Siewiernyj nie powinna wyrazić zgody na lądowanie TU-154. Jednak przepisy cywilne mówią, że służby kierowania lotami dają wolną rękę pilotom i nie biorą odpowiedzialności za ich decyzję. Rosjanie musieliby wziąć współodpowiedzialność za przyczynienie się do katastrofy, gdyby traktowali ten lot jako wojskowy. Ale mówią, że był cywilny. I mają do tego prawo - lot był zaplanowany i odbywał się w przestrzeni kontrolowanej, w miedzynarodowych drogach lotniczych.
- Dlaczego Rosjanie nie dali nam dokumentacji technicznej lotniska?
- Nie wiem, ale z punktu widzenie wyjaśnienia przyczyn katastrofy to informacje drugorzędne. Do momentu zderzenia z ziemią samolot i jego urządzenia były sprawne technicznie. Załoga wiedziała, jakie były urządzenia lotniskowe i jakie minimalne warunki do lądowania. A warunki atmosferyczne w momencie katastrofy były poniżej tych minimalnych umożliwiających lądowanie. Przy takiej pogodzie samolot w ogóle nie powinien się zniżać.
- Polskie śledztwo nie ucierpi na braku tych dokumentów?
- Nie. Mamy wszystkie kluczowe informacje o okolicznościach katastrofy. Są to zapisy: rejestratorów lotu, rozmów w kabinie samolotu, korespondencji między załogą a kontrolerami, rozmów prowadzonych na wieży. Zsynchronizowane ze sobą pozwalają sformułować szczegółowy obraz tego, co się działo.
- Czyli nie zdziwi się pan, jeśli przysłany nam za półtora miesiąca końcowy raport MAK obarczy całą winą pilotów?
- Niestety, ja też nie widzę innego wytłumaczenia. Załoga miała komplet informacji potrzebnych do podjęcia decyzji - począwszy od warunków atmosferycznych, a na wyposażeniu lotniska skończywszy. Mimo to decyduje się wbrew przepisom i zdrowemu rozsądkowi na rozpoczęcie całej procedury prowadzącej do lądowania. Ostatnie pytanie, jakie dziś możemy postawić, to: dlaczego podjęto taką decyzję? Według mnie, normalna procedura lotu została zakłócona w jego trakcie, na pokładzie samolotu, z udziałem ludzi spoza załogi.
- Czy nie zastanawia pana, że wszystkie dotychczasowe śledztwa MAK w sprawie katastrof lotniczych prowadziły do tej samej konkluzji: "błąd załogi"?
- Nie wiem, jak pracuje Komitet. Ale to czynnik ludzki ma decydujące znaczenie w ponad 75 proc. wypadków. Pamiętajmy też, że strona polska będzie miała 60 dni na odniesienie się do raportu MAK. I nasze stanowisko zostanie do niego dołączone.
Płk Piotr Łukaszewicz
Ekspert do spraw lotnictwa